My kobiety mamy genialną umiejętność brania na siebie cudzych obowiązków, pielęgnowania zmartwień i rozdrapywania starych ran. No i co? i idziemy do przodu! Jakoś. Są dni lżejsze ale i takie nie do uniesienia. Plujemy sobie w brodę, że mamy nadmiar obowiązków i odpowiedzialności. Że wszystko spada na naszą głowę. No bo nikt nie zrobi tego lepiej niż my! Oczywiście!
Ale teraz na spokojnie pomyśl. Komu to służy? Na pewno nie Tobie wymęczonej, zrezygnowanej, sfrustrowanej.
Nie dziwię Ci się, że nie masz już sił pomyśleć o sobie, zadbać, zaplanować coś przyjemnego. Jeśli nawet masz w głowie jakiś pomysł/cel to nadmiar innych obowiązków skutecznie spycha go na koniec listy. Rozumiesz…spychasz na koniec listy TWÓJ plan na szczęście! Nawet jeśli podejmiesz jakieś kroki, nie podołasz. Bez czasu, motywacji, zasobów i wsparcia bliskich. I to jest genialna wymówka! Ale prócz ogłuszenia wyrzutów sumienia nie przesuwa Cię nawet o 1 mm bliżej celu.
Co musisz zrobić?
Zrzuć balast jaki masz w sercu, w głowie, w domu, w torebce.
Szczerze się zastanów.
Które sprawy bierzesz na siebie z nadgorliwości?
Które obowiązki powierzyłabyś komuś innemu gdybyś tylko zaufała?
Ile minut dziennie tracisz na wspominanie starych spraw, odnawianie bólu?
Rewolucji nie zrobisz w jeden dzień. Dlatego proszę Cię wybierz tylko jedną sprawę, którą od jutra zajmie się inna osoba. Co zyskasz??? 10, a może 30 min czasu tylko dla siebie.
Nie da się doby wydłużyć, można natomiast czas dla siebie stworzyć.